Gdy zaczęły pojawiać się pierwsze pogłoski o stworzeniu sequela „Łowcy Androidów” Ridley’a Scott’a w mojej głowie od razu pojawiło się pytanie: po co tworzyć kontynuację dzieła kompletnego jakim z pewnością jest oryginalny „Blade Runner”? W przypadku tak kultowej produkcji nie trudno wyłożyć całą koncepcję i zaserwować widzowi odgrzewany kotlet cyberpunkowego świata, który zdefiniował cały gatunek filmowy. Jednak gdy ogłoszono nazwisko reżysera odpowiedzialnego za losy produkcji moje obawy po prostu znikły – Denis Villeneuve był wprost idealnym wyborem, ponieważ to on wyniósł w ostatnich latach gatunek filmów science fiction na twórcze wyżyny. „Nowy Początek” udowodnił, że dysponując niewielkim budżetem można stworzyć trzymające w napięciu kino, mogące podjąć bezpośrednią walkę z wieloma droższymi produkcjami. Skupiono się w nim nie na ukazaniu wojennego apogeum wygenerowanego w komputerze a na zbudowaniu charakterów poszczególnych postaci – bez tego wydźwięk filmu byłby zupełnie inny a widza nie obchodziłoby absolutnie żadne wydarzenie dziejące się na ekranie. Takie podejście do tworzenia filmów w pełni odpowiada specyfice uniwersum „Blade Runnera”.

Trzydzieści lat po wydarzeniach ukazanych przez Ridley Scott’a ludzkość nadal próbuje pozbyć się zbuntowanych replikantów z których pozostały jedynie ostatnie sztuki ukrywające się na całym świecie. Ich unicestwianiem w majestacie prawa zajmują się nowsze w pełni oddane służbie modele – jednym z nich jest główny bohater filmu K. (Ryan Gosling). Podczas rutynowego zadania trafia na trop sprawy mogącej zachwiać naturalną równowagę na świecie – androidy określają to mianem „cudu”, lecz dla ludzkości to „śmiertelne zagrożenie”.

Jeżeli jesteś fanem kina science fiction to „Blade Runner 2049” w pełni cię zadowoli. Scenariusz na którym oparta jest produkcja jest pełen nieprzewidywalnych zwrotów akcji, lecz również wielu dialogowych ekspozycji – to właśnie dzięki nim widz ma czas na przyswojenie ogromnej ilości informacji oraz na próbę wydedukowania sedna sprawy, którą zajmuje się K, lecz film za każdym razem gdy zdaje się nam, że wiemy już wszystko wywraca obrany przez nas kierunek i musimy zaczynać od nowa. Wiele detali musimy odkryć sami lecz nie jest to trudne – twórcy kierują w naszą stronę wiele gatunkowych smaczków, które rozluźniają skomplikowaną fabułę. Najnowszy „Blade Runner” czerpie pełnymi garściami ze spuścizny pozostawionej przez poprzednika jednocześnie zachowując własny charakter przez co usatysfakcjonuje oczekiwania nowego widza jak i tego, który jest wiernym fanem oryginału. Subtelność produkcji podkreślana jest na każdym kroku – sam film rozkręca się bardzo wolno co przeczy idei blockbuster’ów lecz gdy akcja pojawia się na ekranie uderza widza swoim wydźwiękiem.

Wraz z nieprzeciętną fabułą idzie nieprzeciętna oprawa audiowizualna. Zachwycić się tu można po prostu wszystkim od projektu miasta po ogromne pejzaże pobudzające naszą wyobraźnie. Jakość jaką zaprezentował operator Roger Deakins z pewnością można nazwać dziełem sztuki. Dostosowanie oświetlenia, niestandardowy kąt pracy kamery, odpowiednie nasycenie kolorów i minimalna ilość efektów komputerowych tworzą niezapomniany klimat, który zapiera dech w piersiach. Wygląd idealnie łączy się z niepokojącą i dopieszczoną pod każdym względem muzyką – taki film chłoniemy całym sobą ponieważ rezonuje wyrazistością.

W obsadzie również zabrakło słabego punktu. Całe spektrum aktorów biorących udział w omawianym dziele dało z siebie wszystko co najlepsze wynosząc film na wyżyny. Od tragicznej roli Ryana Goslinga (K.), przebywającego w ukryciu Harrisona Forda (Rick Deckard) po wnoszącego na ekran powiew niepewności Jared’a Leto przedstawiane przez nich emocje po prostu zachwycają. Najważniejsze jednak w filmie Denisa Villeneuve są role kobiece –  to właśnie dzięki nim świat „Blade Runner’a” balansuje na krawędzi chaosu.

Powrót do cyberpunkowego świata stworzonego przez bardzo utalentowanego reżysera był dla mnie ogromną przyjemnością. Wiele wątków zostało rozwiniętych, lecz równie wiele owiano nową warstwą tajemnicy… Jeżeli film odniesie międzynarodowy sukces to tak jak protoplasta może wyznaczyć kierunek w jakim będzie podążać kino science fiction. „Blade Runner 2049” to bez wątpienia arcydzieło stworzone z ogromnym szacunkiem do materiału źródłowego – co rusz jesteśmy zaskakiwani pomysłowością twórców, która mam nadzieję nie zostanie nigdy stłumiona.