Na powrót serialowej antologii HBO czekałem z niecierpliwością. Detektyw to synonim bardzo wysokiej jakości. Pierwszy sezon jest arcydziełem, które pomimo 10 lat na karku w ogóle się nie zestarzało. Twór Nica Pizzolatto śmiało może stanąć obok tak zasłużonych produkcji, jak Rodzina Soprano czy The Wire. Gdy ogłoszono, że akcja czwartego sezonu będzie osadzona na Alasce byłem kupiony. Noc polarna, wieczna zmarzlina, przenikliwy mróz i tajemnicze morderstwo. Czy scenarzystom udało się utrzymać poziom serii? Moim zdaniem tak, choć ja bym tego sezonu Detektywem nie nazwał.
W fikcyjnym mieście Ennis na Alasce dochodzi do tajemniczego zaginięcia ośmiu mężczyzn-pracowników arktycznej stacji badawczej Tsalal. Po kilku dniach poszukiwań zostają odnalezione ich zamarznięte ciała, których ułożenie dobitnie wskazuje, że przed czymś uciekali w ogromnym strachu. Sprawą zajmą się dwie śledcze: Liz Danvers (w tej roli fenomenalna Jodie Foster) i Evangeline Navarro (Kali Reis). Jeżeli zaciekawiło was zawiązanie fabuły, to z góry uprzedzam – w Detektywie: Krainie Nocy nic nie jest takie, jak przypuszczacie.
Detektyw: Kraina nocy. Powrót w wielkim stylu
Podobnie jak w pierwszym sezonie, to oglądający decyduje o fabularnej roli motywów nadprzyrodzonych. Horrorowe elementy i lokalne przesądy mieszkańców małej społeczności w połączeniu z ich wewnętrzną duchowością tworzą klimat mistycyzmu, który spowija całą opowieść, oddziałując na naszą wyobraźnię. Metafizyczność w duszach Alaskańczyków możemy próbować wytłumaczyć racjonalnie albo dać się porwać naszym najgłębszym lękom i zanurzyć w mroku przedstawianej historii.
Detektyw: Kraina nocy jest nafaszerowany nawiązaniami do pierwszego sezonu. Na ekranie znów zobaczymy spirale i jeszcze więcej spiral. Wszystko w tym sezonie jest spiralą. To oczywiście nawiązanie do pierwowzoru Nica Pizzolatto, któremu próbuje dorównać showrunnerka czwartego sezonu Issa López. Niestety robi to zbyt nachalnie. Gdy po raz pierwszy widzimy spiralę, czujemy się jak w domu, ale z każdym kolejnym użyciem rozmywa się jej znaczenie.
W pierwszym sezonie symbolizowały kult Króla w Żółci, Hastura. W najnowszym są symbolem nadchodzącej śmierci. Wprowadza to wiele niepotrzebnego zamieszania w strukturze fabularnej całej antologii. Finał opowieści również może odrzucić wiele osób. Gdy po snujących się w swoim własnym tempie, klimatycznych odcinkach na ekranie widzimy akcję wyrwaną wprost z filmów Quentina Tarantino, możemy być lekko zdezorientowani. Dynamiczny epilog zostaje zwieńczony feministycznym, kojącym i w gruncie rzeczy bardzo przyziemnym motywem prowadzonej sprawy.
Czwarty sezon Detektywa jest godnym przedstawicielem zapoczątkowanej w 2014 roku antologii. Twórcy utrzymali poziom we wszystkich odcinkach i stworzyli kultowy produkt, o którym będziemy mówić przez lata. Kraina nocy przenosi nas w świat mitów i wierzeń, które tak naprawdę uzasadniają nasze życie doczesne. HBO dobrze zrobiło, powierzając Issie López pieczę nad serią. Wprowadziła do niej świeżość i inne spojrzenie na kryminalną zagadkę. Jako fan uniwersum True Detective mogę wam z czystym sumieniem polecić oglądanie czwartego sezonu. Nie będzie to stracony czas, a jego zwieńczeniem zostanie jeden z najlepszych serialowych finałów w historii telewizji.
Nasza ocena:
Cieszymy się, że wpadłeś do nas poczytać o filmach/serialach. Więcej naszych tekstów o elementach kultury audiowizualnej znajdziesz wpisując w przeglądarkę filmowicz.pl
Comments