Mój stary jest fanatykiem wędkarstwa. Każda osoba zaznajomiona z twórczością Malcolma XD zna tę linijkę pochodzącą z jego internetowej pasty. „Wujek Foliarz” to pełnometrażowa kontynuacja krótkometrażówki, która oryginalnie pojawiła się na platformie Showmax, a aktualnie jest dostępna na Netflixie. Opowieść o zwolenniku teorii spiskowych jest tylko fundamentem dla pełnej emocji nostalgicznej podróży przez polską prowincję. Komentarz społeczny, który obserwujemy na ekranie, celnie punktuje największe problemy obecne w naszej najbliższej okolicy.
Kuba (Mikołaj Kubacki) z braku jakichkolwiek perspektyw postanawia wyjechać do Włoch za pracą. Tuż przed wyjazdem zostaje porwany przez swojego wuja (Adam Woronowicz), który wraz ze swoimi znajomymi – dziennikarzami PRAWDA TV (Andrzej Grabowski, Katarzyna Figura, Michał Sikorski) – przewozi go do bunkra na wsi. Pomimo początkowej niechęci i sceptycyzmu do zaistniałej sytuacji udaje im się namówić Kubę do udziału w spisku polegającym na obaleniu burmistrza (Piotr Adamczyk). W międzyczasie odkrywają, że miejscowości zagraża prawdziwe niebezpieczeństwo, a zbliżająca się katastrofa ekologiczna to nie teoria spiskowa. Grupa, która wyłączyła telewizor i włączyła myślenie, musi połączyć siły, aby uratować mieszkańców.

Nie do końca byłem pewny, czy pójście w pełny metraż wyjdzie tej produkcji na dobre. Pełnej dynamiki krótkometrażówce, która strzelała żartami jak z karabinu maszynowego trudno będzie dorównać. Jednak „Wujek Foliarz” to zupełnie inny film. Pomimo wszechobecnego humoru, wyrwanego z uniwersum Malcolma XD mamy tu do czynienia z rozliczeniem bohaterów z ich przeszłością. Dotychczasowe życie naszych protgonistów musi przejść konfrontację z decyzjami podjętymi przed laty, które uderzają w nich ze zdwojoną siłą. Komediodramat w reżyserii Michała Tylki perfekcyjnie oddaje małomiasteczkowe realia. Kto z nas nie zna takiego nieszkodliwego fana teorii spiskowych. Wujek Kuby robi to wszystko z troski o rodzinę, a jego niekonwencjonalne komiczne metody obrazują nasze największe przywary.
„Wujek Foliarz” to prawdopodobnie najodważniejszy scenariusz wyprodukowany w Polsce. Oczywiście nie mówimy tu o arcydziele, ale świeżość, która bije od tego projektu, jest porywająca. „Fanatyk” był tylko preludium. „Wujek Foliarz” jest rozwinięciem tej historii, która ukazuje prawdziwą głębię poznanej już wcześniej postaci. Trochę brakuje tu zgryźliwości poprzednika, ale omawiany tytuł nadrabia to lekkością i ciepłem, które bije z relacji pomiędzy bohaterami. Oczywiście świetnie napisane dialogi to nie wszystko. Prawdziwym sercem jest tu obsada. Młodzi aktorzy są świetni, ale to ”stara gwardia” jest prawdziwym spoiwem fabuły. Andrzej Grabowski i Katarzyna Figura są cudowni. Piotr Adamczyk pomimo epizodycznej roli idealnie oddaje vibe skorumpowanego samorządowca. Na pierwszy plan jednak wybija się Adam Woronowicz, który jest aktorskim złotem naszego narodu. Jego komediowy timing sięgnął perfekcji w „The Office PL”, a jako Wujek Foliarz z charakterem Darka Wasiaka wypada wprost rewelacyjnie.

Całość została zrealizowana na bardzo wysokim poziomie, a prezentowana warstwa wizualna może zachwycić. Polska prowincja jest po prostu piękna. Ładny obrazek przedstawia nam jednak największe problemy lokalnych społeczności. Brak jakiegokolwiek transportu publicznego, smog, mafie śmieciowe, zanieczyszczenie środowiska i lokalne układy. Zmiana jest praktycznie niemożliwa, a podejmowanie ryzyka niemile widziane. Twórcy zabierają nas w nostalgiczną podróż do lat 2000. I tu zaczynają się problemy, bo niektóre nawiązania są kompletnie niezrozumiałe dla młodszego widza. Ludzie lubią to, co już kiedyś widzieli, ale w tym przypadku trochę przesadzono. W pewnej chwili główny bohater zakłada T-shirt z logo nieistniejącej już sieci komórkowej, a ja zaczynam zastanawiać się, do kogo tak naprawdę skierowany jest ten tytuł.
„Wujek Foliarz” to pocieszna komedia, której brakuje żywotności. Jeżeli liczyliście na rozszerzoną wersję „Fanatyka”, to prawdopodobnie odbijecie się od tego tytułu. Pełny metraż jest jednocześnie zbawieniem i zmorą omawianego dzieła. Skondensowana forma pomogłaby przyciągnąć uwagę widza, ale w 30 minutach nie udałoby się zaprezentować takiej historii. Bawiłem się przednio, ale z kina wyszedłem z niedosytem. Liczyłem na to, że twórcy nie będą się hamować i zaprezentują nam kompletnie odjechaną historię. Nie doczekaliśmy się niestety zapowiadanego wszędzie pie****nięcia.






