Stephen King to wprost ikoniczna postać popkultury. Niekwestionowany literacki mistrz suspensu tworzy wspaniałe dzieła, które trudno przełożyć na język filmowy nie obdzierając ich z warstwy mającej za zadanie zaciekawić czytelnika. Warner Bros. tworząc „TO” sprawiło, że jego nazwisko znów błyszczy na srebrnym ekranie, a to w przypadku mistrza horrorów nie lada wyzwanie.

Derry w stanie Maine to typowe małe i senne miasteczko w Stanach Zjednoczonych. Od wielu podobnych miejscowości odróżnia je niepokojący fakt – dzieci znikają tu w nieznanych okolicznościach dużo częściej niż gdziekolwiek indziej. Lokalna społeczność wie o wszystkim, lecz nikomu nie przyszło do głowy stawić czoła niebezpieczeństwu. Grupa siedmiu młodych outsiderów postanawia rozwiązać sprawę. Każdy z nich został zepchnięty na margines. Każdy jest obiektem drwin paczki lokalnych gnębicieli. I wszyscy doświadczyli tego, jak ich lęki ożywają, przybierając postać pradawnej, zmiennokształtnej bestii, którą są w stanie określić wyłącznie jako To. Pewnego lata Frajerzy jednoczą się i nawiązują między sobą bliskie relacje, by przezwyciężyć własny strach i powstrzymać serię morderstw, za którymi stoi przerażający Pennywise (Bill Skarsgård) – istota wynurzająca się z kanałów co 27 lat, by karmić się strachem swoich ofiar.

Film Muschiettiego to kino nowej przygody z elementami horroru – właśnie przygoda odgrywa tu największą rolę, a strach odchodzi na drugi plan, by w pewnych momentach niespodziewanie powrócić i zmrozić nam krew w żyłach. Świetnie rozłożone tempo historii tylko zaostrza nasz apetyt, przez co chcemy więcej i więcej. Twórcy doskonale wiedzą, w którym momencie należy zwolnić, by emocje ukazywane na ekranie dotknęły widza – a jest ich tu pełen kalejdoskop: od humoru i lęku przed dojrzewaniem po strach o własne życie. Takie ujęcie tematu sprawia, że bohaterowie zaczynają nas ciekawić; chcemy ich poznać, a dzięki ukazywaniu przez film charakteru każdego z nich budowana skrupulatnie narracja się nie rozsypuje. Okiełznanie dzieci na planie filmowym nie jest prostą sprawą, lecz reżyserowi Andreasowi Muschiettiemu się to udało – ukazał nam świat pełen młodych, niebanalnych osobowości, które po prostu lubimy i chcemy poznać.

Dziecięca obsada wprowadziła do filmu wiele aktorskiej świeżości – każdy z chłopców bezbłędnie odegrał swoją rolę. Ogromna wyrazistość emocji na twarzach bohaterów oraz psychologiczne rozwinięcie postaci było strzałem w dziesiątkę. Gdy tylko  zainteresuje się nimi Pennywise, na ekranie widzimy pokaz spersonalizowanego pod kątem bohatera strachu. Casting do produkcji został wykonany bezbłędnie, a największym jego sukcesem jest obsadzenie Billa Skarsgårda w roli Pennywise’a. Aktor perfekcyjnie wprowadza nas w stan głębokiego niepokoju. Jego mimika, sposób poruszania się, a nawet ton głosu, którym rozmawia z dziećmi, przyprawia o gęsią skórkę.

Twórcy już na etapie powstawania scenariusza podjęli bardzo dobrą decyzję, aby podzielić przedstawianą historię na dwie części. Dało to scenarzystom możliwość stworzenia doskonałego dzieła, nie opierającego się jedynie na prędkości przedstawianych scen. Możemy odpocząć podczas scenek opartych na humorze sytuacyjnym, które bardzo dobrze koją nasz lęk, a odwaga i zjednanie bohaterów podnoszą widza na duchu. Zarówno scenografia, jak i najważniejszy w całej produkcji kostium Pennywise’a są dopracowane do perfekcji, a projekt poszczególnych lokalizacji dzięki mrocznej stylistyce potrafi przytłoczyć. Podczas scen w kanałach możemy poczuć nad wyraz klaustrofobiczny ścisk – użycie wąskiego obiektywu oraz zastosowanie kadru, w którym to obrys tunelu jest jego centralną częścią sprawia, że widz czuje się otoczony przez nieprzyjazne środowisko. Warto wspomnieć, że osadzenie historii w latach 80. było bardzo dobrym pomysłem, a Warner Bros. wiedzie prym w powrocie do „retro” stylistyki tej dekady. Warstwa operatorska również prezentuje najwyższy poziom – długie ujęcia oraz płynne przejścia kamery podążającej za bohaterami ukazują dramaturgię postaci, co w połączeniu z dynamicznym montażem dodaje pikanterii wielu naprawdę brutalnym scenom.

Film „TO” ukazuje, jak ważna w naszym życiu jest przyjaźń. To właśnie dzięki wsparciu otaczających nas ludzi jesteśmy w stanie pokonać dręczący nas lęk. Nieważne, czy jest to potwór pod łóżkiem, czy istoty czające się w ciemności – strach jest naturalnym odruchem, z którym każdy z nas będzie się musiał zmierzyć.

Slogan promujący film  „Ciebie też porwie” jest bardzo trafny – „TO” mnie porwało, a jest dopiero początkiem historii.

Recenzja wcześniej pojawiła się na stronie czasopisma Reflektor – Rozświetlamy Kulturę!