Seria horrorów Warner Bros. z uniwersum „Obecności” towarzyszy nam na ekranach kin już ładnych parę lat za każdym razem pozytywnie zaskakując. Czym można scharakteryzować to uniwersum? Zdecydowanie trzymaniem w napięciu, minimalną ilością efektów specjalnych, retro stylistyką a także przerażającym realizmem. Każdy wie, że opowiadane historie z pewnością zostały podkoloryzowane na potrzeby filmu, ale słysząc „film oparty na faktach” niepewność wciska widza w kinowy fotel. Czy najnowsza część „Annabelle: Narodziny zła” jest równie dobra jak jej poprzedniczki? Dowiecie się w tekście poniżej.

Za reżyserie omawianego tytułu odpowiada David F. Sandberg, którego możecie znać jako twórcę „Kiedy gasną światła” -zeszłorocznej produkcji studia. Miał czas aby opanować tematykę duchów i doskonale mu się to udało – w najnowszej części „Annabelle” jesteśmy co rusz zaskakiwani nie tylko przez typowe dla horrorów jump scare’y ale przede wszystkim przez świetnie poprowadzoną narrację. Mogło by się wydawać, że o historii opętanej lalki powiedziano już wszystko, lecz opowieść o jej powstaniu zamknęła wiele wątków znanych z poprzednich filmów serii i w sposób wprost perfekcyjny uzupełniła kompletny obraz tych produkcji.

Tym razem fabuła filmu nie rozpoczyna się od słów: „oparty na faktach”. Gdy zauważyłem brak tej ważnej dla serii kwestii nie byłem w pełni przekonany do tego zabiegu, lecz jednak opowieść mnie wciągnęła i zrobiła to w takim stopniu, że dwie godziny spędzone na sali kinowej minęły w mgnieniu oka. „W filmie Annabelle: Narodziny zła kilka lat po tragicznej śmierci córeczki lalkarz i jego żona przyjmują pod swój dach zakonnicę oraz sześć dziewczynek z zamkniętego sierocińca. Niedługo potem stają się celem opętanego dzieła rąk lalkarza — Annabelle. ” – opis dystrybutora

Scenariuszowo jest dobrze – boli mnie jedynie bardzo pobieżne wprowadzenie do historii, przez co nie mamy czasu zapoznać się z bohaterami. To co zaburzył scenariusz uratowała dziecięca obsada. Tak nie przesłyszeliście się – dziecięca. Dziewczynki grające w produkcji w swoje role włożyły masę uczucia i realizmu. Strach na ich twarzach jest przerażająco prawdziwy a ponadto jest on potęgowany przez operatora kamery – wiele zbliżeń postaci i efekt kręcenia z ręki tworzą wrażenie naszej obecności w produkcji.

Stylistyka Retro – za nią najbardziej lubię tą serie horrorów. „Annabelle: Narodziny zła” tak jak jej poprzedniczki dzieje się w przeszłości. Klimat jest po prostu świetny. Mała farma położona na odludziu, która w ciągu kilku dni zmienia się w miejsce rodem z najgorszych koszmarów. Warner Bros. zawsze dobrze wychodziło oddawanie realiów minionych czasów i nie inaczej jest w przypadku omawianego tytułu – scenografia jest bardzo dobrze dopracowana a realia epoki oddane w perfekcyjny sposób.

Najnowszy film amerykańskiego giganta to bardzo dobre zakończenie pewnego etapu w historii „Annabelle”, po którym rozwój uniwersum „Obecności” nadal może trwać. Twórcą nie brakuje wyobraźni a studio wspiera ich w tworzeniu dobrych i zaskakujących horrorów potrafiących wciągnąć widza.


OCENA
  • 64%
    Fabuła - 64%
  • 73%
    Gra aktorska - 73%
  • 55%
    Jakość scenariusza - 55%
  • 88%
    Przyjemność z oglądania - 88%
70%

Podsumowanie:

Bardzo dobre zakończenie pewnego etapu w historii „Annabelle”, po którym rozwój uniwersum „Obecności” nadal może trwać. Twórcą nie brakuje wyobraźni a studio wspiera ich w tworzeniu dobrych i zaskakujących horrorów potrafiących wciągnąć widza.