Dwudziestokilkuletni James całe życie spędził w schronie przeciwatomowym. Na zewnątrz można było wychodzić jedynie z założoną maską przeciwgazową. Jedynymi ludźmi jakich poznał osobiście byli jego rodzice. Źródłem rozrywki, a zarazem jego obsesji, był program telewizyjny dla dzieci „Brigsby Bear”, którego kolejne odcinki dostawał regularnie na kasetach VHS. Jego życie wywraca się do góry nogami, gdy pewnego dnia do schronu wpadają policjanci. Rodzice zostają zakuci w kajdanki, a James zabrany na komisariat. Starsze małżeństwo okazuje się być parą oszustów, którzy ukradli Jamesa jego prawdziwej rodzinie. Świat na zewnątrz ma się dobrze, powietrze nie jest skażone, a „Brigsby Bear” był programem realizowanym chałupniczo przez jego fałszywego ojca (świetny epizod Marka Hamilla). Młody mężczyzna musi się teraz dostosować do nowej sytuacji.

Amerykańskie kino niezależne zdążyło nas już przyzwyczaić do tworzenia świata idealnie skrojonego do bohatera: Dziwak ma być dziwakiem a całe otoczenie powinno się do niego dostosować. Morał ten wydaje się być naiwny, ale przy okazji również przepiękny. Scenariusz pełen jest przyjaźni, wartości rodzinnych i walki z przeszłością – podkreśla on, że nie można niczego budować, zupełnie odcinając się od przeszłości. Świeżość i banał produkcji potrafi się obronić dzięki świetnej grze Kyle’a Mooneya. Rola jaką odegrał jest pełna autentyczności oraz sentymentu do minionych chwil. Przedstawiona przez niego kreacja zahaczająca o nerdowski kicz i naiwność zaciekawia widza i zmusza do refleksji.

Reżyser Dave McCary nie boi się stworzyć kina sentymentalnego. Film jest pełen czułości, ładnych widoków oraz nastrojowej muzyki. Wszystko to spotęgowane przez autentyczność aktorów oraz ich szczerość prowadzi widza do łez. Sentyment nadaje ton produkcji a w połączeniu z niepokornym humorem tworzy świeży wizerunek ”niedźwiadka”.

„Brigsby Bear” to klasyczne kino sundance’owe. Zabawna, lekka i niegłupia historia o życiu na amerykańskich przedmieściach. James uczy się życia w społeczeństwie, próbuje przekonać do siebie młodszą siostrę, która traktuje go z dystansem, zalicza domówkę w towarzystwie nastolatków, poznaje przyjaciela, z którym kręci amatorski film, a także odkrywa uroki korzystania z internetu. Tytuł zaskakuje widza ogromną dawką optymizmu, bo chociaż historia nie jest oryginalna (wszystko to już gdzieś było w jakiejś zbliżonej formie) to scenariusz bywa całkiem pomysłowy, a film klimatyczny, przyjemny i zabawny.


Film Obejrzałem na Festiwalu