Rdzenny Afrykańczyk pierwszoplanowym bohaterem filmu Marvela – po ogłoszeniu tych decyzji natychmiast wśród fanów ekranizacji komiksów rozpoczęły się zażarte dyskusje. Kulturowe rozszerzanie uniwersum i dodawanie do niego coraz więcej różnorodności było bardzo mądrym posunięciem z popkulturowego jak i ludzkiego punktu widzenia. „Czarna Pantera” w ostatnich dniach śrubuje rekordowy wynik finansowy, ale czy jest dobrym kinem?

Czarna Pantera zadebiutował jako bohater w świecie Marvela przy okazji premiery „Kapitana Ameryki: Wojny Bohaterów – narastające napięcie między herosami a rządami państw było idealnym momentem do wprowadzenia T’Challi. W solowej produkcji o afrykańskim superbohaterze twórcy postanowili nie pokazywać nam już jego genezy a rozszerzyć całe uniwersum. Wakanda to małe państwo izolujące się od reszty świata. Stereotypowe myślenie od razu podsuwa nam wizję biednego kraju, którego mieszkańcy żyją w lepiankach lecz nic bardziej mylnego. Wakanda to rozwinięta technologicznie i bogata cywilizacja, a izolacja wynika głównie ze strachu, że ich technologia wpadnie w niepowołane ręce. Prym w skali całego świata Wakandyjczycy zawdzięczają ogromnym złożom najtrwalszego pierwiastka na ziemi – wibranium.  „Czarna Pantera” to opowieść o herosie, którego znają już wszyscy, lecz on sam musi poznać siebie. Tworzenie kolejnego origin story nie było już chyba nikomu na rękę a reżyser Ryan Coogler postanowił skupić się na stworzeniu historii o tradycji i zwyczajach nowo poznanego społeczeństwa.

Rozmach przy tworzeniu produkcji widoczny jest na każdym kroku, lecz nie pozbawia jej kilku irytujących mankamentów, które dostrzeże większość widzów. Nieścisłości fabularne, słabe dialogi nie rzucają się tak w oczy jak marne efekty komputerowe – CGI w tym filmie cofa nas o kilkanaście lat wstecz i przypomina to użyte w nowej trylogii „Gwiezdnych Wojen” zekranizowanych przez George’a Lucasa. Nie zobaczymy tego gdy akcja dzieje się w metropolii, lecz gdy postacie są rozproszone nad urwiskiem podczas ceremonii koronacyjnej, z lokalną fauną nie jest lepiej a projekt i wygląd nosorożców to kompletna porażka. Jest to zadziwiające ponieważ studio tworzy zachwycające kosmiczne światy a przerosła je afrykańska przyroda.

W najmniejszym stopniu nie mogę przyczepić się do gry aktorskiej, która okazała się bardzo dobra. Zarówno Danai Gurira, jak i Angela Bassett, czy Chadwick Boseman oraz Lupita Nyong’o udowodnili, że potrafią wykrzesać ze swoich bohaterów to co najlepsze. Największym zaskoczeniem jest rola Andy’ego Serkisa, którego kreacja Ulyssesa Klaue jest znakomita. W roli psychopatycznego rzezimieszka spec od motion capture jest bardzo wiarygodny – aż chce się Go widzieć dłużej na ekranie. Muzyka w wykonaniu Kendrick’a Lamar’a poprzez połączenie afrykańskiego brzmienia i afroamerykańskiego rapu staje się duszą całego widowiska, która napędza fabułę przedstawianą na ekranie idealnie się z nią komponując.

Ogromny sukces filmu wskazuje kierunek w jakim podąża Marvel, a mianowicie urozmaicenie swojego uniwersum poprzez dodanie różnorodnych bohaterów do ogranych już postaci. W końcu ile można oglądać to samo? Jeżeli zostaną potwierdzone pracę nad sequelem to będę na niego czekał jak na żaden film z tej wytwórni – Wakanda jest zbyt ciekawym miejscem aby nie zaprezentować jej kolejnych sekretów.

OCENA
  • 87%
    Fabuła - 87%
  • 64%
    Gra aktorska - 64%
  • 76%
    Jakość scenariusza - 76%
  • 93%
    Przyjemność z oglądania - 93%
80%

Podsumowanie:

Ogromny sukces filmu wskazuje kierunek w jakim podąża Marvel, a mianowicie urozmaicenie swojego uniwersum poprzez dodanie różnorodnych bohaterów do ogranych już postaci.