Matthew McConaughey to wprost znakomity aktor, który ponownie wciela się w rolę poszukiwacza szczęścia i fortuny. Tym razem tworzy postać łysiejącego i podstarzałego Kennyego Wellsa, któremu przyśniło się, że gdzieś w dżungli czekają na niego nieodkryte pokłady złota.

Wraz z wspólnikiem Michaelem Acostą wyruszają do Indonezji aby odkryć tak pożądane przez wszystkich cenne kruszce. Kenny jest bardzo zdeterminowany ponieważ jego firmie grozi bankructwo. W tropikalnej dżungli otrze się o śmierć, przeżyje załamanie nerwowe oraz złudne poczucie szczęścia, które przeminie równie szybko jak się pojawiło.

Jest to historia oparta na falkach aczkolwiek scenarzysta lekko podchodzi do prawdy historycznej. Na samym początku film mnie nie porwał. Widząc jednostronną narrację i przedłużane w opór sceny myślałem, że film nie będzie w stanie mnie wciągnąć. Myliłem się.

Aktorstwo jest wręcz cudowne. Matthew McConaughey po prostu wychodzi z siebie aby nadać jego postaci wiarygodności, choć reszta obsady wydaje się przez to lekko przygaszona. „Gold” ma podobny problem co „McImperium” – aktorzy grają świetnie, ale opowiadana historia schodzi jakby na dalszy plan pozostawiając niedosyt.

Gold to historia o wielkich marzeniach i o tym co jesteśmy w stanie dla nich zrobić. Główny bohater poświęcił wszystko aby udowodnić światu, że jego sny były prawdziwe nawet za cenę oszukiwania samego siebie.

Morałem tego filmu jest tylko jeden : Nie wszystko złoto co się świeci.