Film „Psy” autorstwa Władysława Pasikowskiego zdefiniował polskie kino gangsterskie na lata. Po upadku PRL-u to właśnie reżyser „Psów” dostarczył Polakom rodzime kino akcji z prawdziwego zdarzenia. Gdy myśleliśmy, że nie wrócimy już do życia Franza Maurera, a jego los w Nowej Zelandii jest już przesądzony dostaliśmy informację o tworzeniu trzeciej części kultowej bądź co bądź serii. Na plan wróciła stara gwardia z reżyserem na czele i stworzyli film, który ostatecznie zabija markę „Psy”.

Przez wiele lat do fanów dochodziły plotki o powstaniu kontynuacji „Psów”, ale nikt nie wierzył, że takowa powstanie. Sam Władysław Pasikowski przyznawał, że ma scenariusz do trzeciej części w swoim biurku, który tylko czeka na realizację. Po 25 latach od premiery „Ostatniej Krwi” w końcu się doczekaliśmy, a „Psy 3” weszły na ekrany kin. Zwiastuny zapowiadały intrygującą fabułę, lecz już po pierwszych minutach spędzonych z dziełem Pasikowskiego wiemy, że będzie to ogromny zawód. O klimacie poprzednich części możecie zapomnieć. Teraz w polskich kinach sukcesy odnosi Patryk Vega więc Władysław Pasikowski pozazdrościł koledze i stworzył imitację filmów z nurtu Veganizmu. Na ekranie widzimy niepowiązane ze sobą scenki, które zostały kompletnie wykastrowane z historii i realizmu.

Scenariusz najnowszej części „Psów” to nic nadzwyczajnego. Ot historia o zemście starej gwardii na młodzikach, którzy nie szanują ustalonych zasad. Podwaliną produkcji miały być wartości rodzinne, jednak nawet one wymiękają gdy widzimy ostateczny efekt. „Psy 3” to film o emerytach i rencistach, którzy bawią się w Avengersów, walczą lepiej od wyszkolonych komandosów i wszystko, ale to wszystko idzie po ich myśli. Pasikowski chciał nakręcić sceny akcji z rozmachem, ale zamiast tego rozbawił połowę Sali na moim seansie.

Aktorzy starają się jednak wyciągnąć film na prostą tym jak grają, ale nawet oni nie dają rady w walce z drętwymi dialogami, które wraz z charakterami postaci stworzyły masę krytyczną. Nikt tu nie wychodzi przed szereg. Wręcz przeciwnie – dla każdego bohatera to równia pochyła. Chyba żaden scenariusz Władysława Pasikowskiego nie był tak naiwny w swoim przekazie. Wszechobecne dłużyzny, mierne ukazanie historii i kuriozalne sceny walki sprawiły, że trzecia część „Psów” to godny reprezentant kina klasy B. Gdyby zastąpić Bogusława Lindę Stevenem Seagalem nikt by nie zauważył różnicy, bo Franz Mauer to już tylko wydmuszka dawnego bohatera.

„Psy 3. W imię zasad” są koronnym przykładem dlaczego nie warto reanimować martwych serii filmów. Władysław Pasikowski na własne życzenie zabił serię, która pozwoliła mu wypłynąć na salony polskiej sztuki filmowej. Może po tak wielkiej porażce twórcy nareszcie uzmysłowią sobie, że tworzenie fabuły gdzie piff, paff, bang, bang odgrywają główną rolę i nie są poparte solidną historią po prostu nie ma sensu.

OCENA:
  • 26%
    Fabuła - 26%
  • 54%
    Gra aktorska - 54%
  • 21%
    Jakość scenariusza - 21%
  • 19%
    Przyjemność z oglądania - 19%
30%

Summary

Władysław Pasikowski na własne życzenie zabił serię, która pozwoliła mu wypłynąć na salony polskiej sztuki filmowej.