Marvel i Sony Pictures – do niedawna takie połączenie wydawało się niemożliwe. Odkąd japońska korporacja nabyła prawa do człowieka pająka nigdy nie współpracowała z firmą matką postaci; aż do teraz. Spider-Man tak jak w tytule – wraca do Marvelowskiego domu i na szczęście omija poprzednie niezachwycające części serii szerokim łukiem.

Twórcy stworzyli film kompletnie odmienny od swoich poprzedników. Na ekranie nie uświadczymy już patosu, śmierci i wzruszenia. Te elementy zostały całkiem udanie zastąpione na wskroś komediowym ukazaniem nastoletniego życia Petera Parkera. Tom Holland w głównej roli sprawdził się wprost idealnie – pasuje do niej nie tylko wiekiem, ale również charakterem, manierą i podejściem. Poprzedni odtwórcy roli Spider-Mana podchodzili do niej bardzo poważnie – Tom Holland jest kompletnym przeciwieństwem. Dla niego wcielenie się w superbohatera jest po prostu ogromną frajdą. Twórcy świadomie nie ukazują nam po raz kolejny scen z ukąszeniem pająka i śmiercią wujka Bena a pomimo tego film jest bardzo spójny, ponieważ wszyscy znamy historię Petera. Przed premierą narastało wiele kontrowersji wokół postaci Iron Mana. Fani obawiali się, że skradnie całe show dla siebie – na całe szczęście tak się nie stało choć dla mnie Tony Stark jest niepotrzebnie umieszczony w tytule. Peter Parker od zawsze kojarzył się z typowym kujonem, który potrafił radzić sobie kompletnie sam. Teraz wszystkie gadżety dostaje od Starka, co oczywiście było świadomym zabiegiem – w końcu był to jedyny w miarę sensowny powód umieszczenia w filmie Roberta Downey Jr.

Michael Keaton w roli głównego antagonisty wypadł cudownie! Jest to pierwszy film Marvela ,w którym główny przeciwnik ma tak dobrze nakreśloną motywację. Oczywiście Michael Keaton jako aktorski weteran wkłada ogromną pasję w odgrywaną rolę. Kolejnym wrogiem jest Shocker, ale w związku z jego postacią odczuwam wielki niedosyt. Po prostu jest za krótko na ekranie aby widz mógł się z nim zapoznać. Strefa audiowizualna nie odbiega od innych filmów wytwórni. Efekty komputerowe są perfekcyjne, a użyta muzyka sprawia, że podczas seansu nie raz zacząłem przytupywać nogą – ostatnio w taki stan wprawili mnie najnowsi „Strażnicy Galaktyki”.

Idąc na kolejny film o człowieku pająku miałem wątpliwości, czy tytuł znów będzie powtórką, powtórki? Uczucie to minęło już na początku filmu by przerodzić się w zachwyt a później kompletnie upadło wraz z finałem produkcji. Kompletna rozwałka serwowana przez studio z filmu na film po prostu już na mnie nie działa. Jednak pomimo wad „Spider-Man: Homecoming” jest najlepszym filmem o tejże postaci jaki kiedykolwiek powstał…. współpraca Sony Pictures i Marvela wyszła tytułowi na dobre