Z serią „Tomb Raider” spotkał się już chyba każdy. Gry i ich filmowe adaptacje mocno zakorzeniły się w popkulturze. Nie dziwi więc fakt, że Hollywood znów chce ugryźć kawałek gamingowego tortu, który zwykle jest niezjadliwy – wszyscy wiemy jak wyglądają adaptacje gier: jeżeli nie są tragiczne to szybko wyparowują z naszej głowy przez swoją przeciętność. Filmy z Angeliną Jolie osobiście traktuję z sentymentem, choć po przekroczeniu pewnego wieku zdałem sobie sprawę z jakości owych produkcji. Dlatego liczyłem, że nowy „Tomb Raider” wyrwie się z kręgu guilty pleasure i stanie się punktem wyjściowym do tworzenia dobrych adaptacji gier, ale czy twórcą się to udało?

kadr z filmu Tomb Raider

Reżyser Roar Uthaug postanowił wykreować od nowa cały świat Lary Croft aby zatrzeć niesmak, który pozostawiły poprzednie tytuły z serii. Poza urealnionym podejściem do całości, kreatorzy dali głównej bohaterce nowe origin story. Nie jest ono wybitne ponieważ nową genezę Lara Croft otrzymała w kolejnych częściach gier, lecz cieszy fakt, że chciano pokazać widzowi coś nowego. Opowiadana historia nie jest wybitna – Ojciec bohaterki podczas tajemniczej wyprawy znika bez śladu. Lara nie mogąc pogodzić się z jego śmiercią postanawia go odnaleźć. Udaje się na tajemniczą wyspę u wybrzeży Japonii, która przez wiele lat była uważana za przeklętą.

kadr z filmu Tomb Raider

Alicia Vikander w swojej roli spisała się znakomicie. Od pierwszego zobaczenia jej na ekranie podświadomie wiemy, że poradzi sobie w trudnych okolicznościach. Jako postać z gry wypadłaby świetnie…jednak to jest film – nie wystarczy w nim poskakać z klifów, zabić kilku wrogów i odegrać kilka cutscenek. Niestety przez większość czasu aktorka robi właśnie to i choć w pewnym momencie jesteśmy znużeni jej powtarzalnością, to sceny z udziałem Lary dają widzowi masę rozrywki, co nie zdarzyło się jeszcze w żadnej adaptacji gry.

kadr z filmu Tomb Raider

Film został ugrzeczniony i skierowany do globalnego odbiorcy. Opowieść o walecznej bohaterce nie robi już na nas takiego wrażenia jak historia dzielnej heroski, jaką odgrywała Angelina Jolie. „Tomb Raider” jest w tym momencie najlepszą adaptacją gry, jaka powstała. Zatwardziali gracze, jak i osoby nie mające wcześniej styczności z grami odnajdą się w niej bez problemów i choć można wysnuwać wiele zarzutów o wtórność, słabe efekty specjalne czy płytkie dialogi to jedno muszę przyznać – nareszcie „Tomb Raider” nie będzie mi się kojarzył z walorami głównej bohaterki, a z przełomem na rynku adaptacji gier po którym może być już tylko lepiej.