W 2015 roku do kin trafił blockbuster kompletny. Arcydzieło kina popcornowego, którego rozmach wgniatał widza w fotel. Mad Max: Na drodze gniewu był jednym z najlepszych filmów akcji, jakie kiedykolwiek powstały. Furiosa ukradła film głównemu protagoniście. Max był ważny, ale to postać drugiego planu dzięki charyzmie i ciekawej historii ciągnęła całą fabułę do przodu. Tak fascynująca postać zasługiwała na godne przedstawienie owianej tajemnicą przeszłości.
Wielkie korporacje medialne potrzebują dużych marek. To właśnie one są motorem napędowym dzisiejszego Hollywood. Nic w tym dziwnego, że również Warner Bros. próbuje kapitalizować swoje największe assety. Mad Max: Fury Road nie osiągnął jednak oczekiwanego wyniku finansowego i ledwo doczołgał się do minimalnego zarobku. Ogłoszenie produkcji prequela filmu, który nie zarobił, było szalonym pomysłem, za który możemy podziękować Warnerowi. George Miller ma widocznie na tyle wysoki status, że udało mu się przekonać producentów, aby sfinansowali jego wizję. Wizję, która prawdopodobnie nie ukaże się ponownie w formie wysokobudżetowego filmu kinowego.
Furiosa: Saga Mad Max to film, który z pewnością zadowoli największych fanów serii, oferując powrót do dobrze znanego postapokaliptycznego świata, równocześnie rozwijając jego mitologię. Osoby zaznajomione z serią wyłapią masę nawiązań do filmów z Melem Gibsonem, które są bardzo przyjemnym mrugnięciem do widza. Reżyser ponownie prezentuje umiejętność tworzenia kinetycznego kina akcji, które jest wizualnie oszałamiające i narracyjnie bogate. Oglądając Furiosę zaczynamy zdawać sobie sprawę jak kino superbohaterskie obniżyło poprzeczkę dla filmów akcji. Produkcje robione na jedno kopyto, z płaskim color gradingiem i scenami walki wygenerowanymi przez komputer, które nie angażują widza.
Film Furiosa: Saga Mad Max został podzielony na rozdziały z pretensjonalnymi tytułami, które wprowadzają nas w świat, gdzie każda lokacja, tempo i stawka są kluczowe dla opowieści rozgrywającej się w ciągu piętnastu lat.
Anya Taylor-Joy w roli Furiosy wnosi świeżość i determinację do postaci, która staje się symbolem przetrwania i buntu w brutalnym świecie rządzonym przez tyranów. Chris Hemsworth jako Dementus sprawdza się wyśmienicie. Jego komediowy sznyt w połączeniu z bezwzględną brutalnością tworzy portret prawdziwego psychopaty, który nie ma nic do stracenia. Jednakże najlepszymi postaciami w całym filmie są: Charlee Fraser w roli matki Furiosy Mary Jo Basy oraz Tom Burke jako Praetorian Jack. Gdy ta dwójka pojawia się na ekranie; kradnie dla siebie całe show. Mary jest nieustępliwa. Gdy Furiosa zostaje porwana, matka nie odpuszcza nawet na chwilę, kontynuując pościg za porywaczami córki, pomimo z gruntu przegranej pozycji. Jej nieustępliwość jest przewodnim elementem początku filmu i wprowadza nas do nieprzyjaznego świata pustkowi. Praetorian Jack to taki Max, tylko że lepszy. Człowiek, który pogodził się z własnym losem. Pan jałowizny przemierzający ją w swojej potężnej ciężarówce. Chemia pomiędzy Jackiem a Furiosą to najlepiej napisany wątek w całej produkcji.
Wizualnie film jest majstersztykiem, z barokową estetyką i pełnym spektrum stylistycznych rozwiązań, które wzbogacają bogatą paletę serii. Przywiązanie do detali, pomysłowość, z jaką skonstruowano pojazdy poruszające się na ekranie i mocne nasycone kolory tworzą niepowtarzalny klimat, który z serią Mad Max związany jest od 1979 roku. Narracyjnie Furiosa jest znacznie większa niż jej poprzednicy, nie tylko ze względu na długość, ale także w zakresie tematycznych poszukiwań. Miller nie ogranicza się do nostalgii, lecz stara się przypomnieć widzom, że sednem kina akcji jest ruch, materia i fizyka. W tym celu tworzy sekwencje, które są zarówno spektakularne, jak i gruntownie przemyślane – pełne brutalności i epickie w przedstawieniu.
Pomimo tych wszystkich pozytywów, film nie jest pozbawiony wad. Czasem brakuje w nim równowagi między rozbudowaną fabułą a akcją. W niektórych scenach prowadzi to do rozmycia napięcia i dynamiki, które są znakiem rozpoznawczym każdego Mad Maxa. Furiosa pozostaje wierna swoim korzeniom, oferując widowisko pełne pasji i energii, które z pewnością zostanie docenione przez widzów poszukujących w kinie czegoś więcej niż tylko efektownych eksplozji. George Miller kolejny raz prezentuje rozrywkę na najwyższym poziomie, choć do perły, jaką bez wątpienia był Fury Road, trochę brakuje.
W kontekście całego uniwersum jałowizny najnowsze dzieło George’a Millera może być postrzegana jako odważny krok naprzód, który jednocześnie szanuje przeszłość i otwiera nowe możliwości dla przyszłych rozdziałów. To film, który zmusza do refleksji nad naturą opowieści i kinematografii, jednocześnie dostarczając emocjonującego doświadczenia, które pozostaje w pamięci długo po opuszczeniu kina.
Nasza Ocena:
Cieszymy się, że wpadłeś do nas poczytać o filmach/serialach. Więcej naszych tekstów o elementach kultury audiowizualnej znajdziesz wpisując w przeglądarkę filmowicz.pl
Comments