Sequele, prequele i interquele opanowały filmowy świat. W chwili obecnej ta moda jest już tak popularna, że nie ma franczyzy, która takim zabiegiem nie mogłaby się pochwalić. Hollywood jednak otwiera się na XXI wiek i zaczyna tworzyć kobiece wersje znanych klasyków – nurt zapoczątkowany w zeszłym roku przez niebywały sukces „Wonder Woman” nabiera na sile i jestem pewien, że w najbliższym czasie się to nie zmieni. Oczywiście takie podejście nie gwarantuje sukcesu, ale przynajmniej może złamać męski monopol, który ogarnął produkcje ze srebrnego ekranu.

Debbie Ocean (Sandra Bullock) po pięcioletniej odsiadce postanawia wykonać największy skok w jej przestępczej karierze. Plan jest dopracowany do perfekcji, więc jest pewna, że wszystko pójdzie jak z płatka. Dodatkowo jest siostrą znanego z poprzednich części Danny’ego Ocean’a, który był wyrafinowanym złodziejem. Kompletuje więc zespół w skład którego wchodzą między innymi: znajoma Lou (Cate Blanchett), paserka Tammy (Sarah Paulson) i jubilerka Amita (Mindy Kaling). Ich celem jest zdobycie naszyjnika wartego 150 milionów dolarów wprost z szyi aktorki Daphne Kluger (Anne Hathaway), a wszystko to na najwspanialszej imprezie w Nowym Jorku – gali MET.

Stworzenie nowej wersji, znanych już przez widzów wydarzeń wydaje się być dobrym pomysłem. Czasem powstają klapy finansowe, ale ogólny zamysł aby wprowadzić choć trochę świeżości do tak hermetycznego gatunku jak heist movie może zdziałać prawdziwe cuda. W tym przypadku efekt końcowy jest satysfakcjonujący – może to zasługa genialnej obsady. Przyznam szczerze, że to właśnie ten element najbardziej mnie zaintrygował i się nie zawiodłem. Gdy duet Sandry Bulock oraz Cate Blanchett pojawia się na ekranie kradnie każdą scenę z ich udziałem. Sarah Paulson nie ukazuje w swojej roli nic nowego i od czasu jej pierwszego występu w American Horror Story pokazuje na ekranie praktycznie to samo. Podobne wrażenie odnoszę widząc grę Heleny Bonham, choć w tym przypadku jej osobista ekstrawagancja jest największym atutem całego występu.

Twórcy poświęcili mnóstwo czasu na zaprezentowanie widzowi bohaterów przez co w filmie nie uświadczymy wiele akcji. Produkcji brakuje również nieprzewidywanych zwrotów w fabule – wszystko toczy się wprost idealnie niczym w warunkach laboratoryjnych, a na koniec perfekcja zostaje zwielokrotniona. W taki obrót spraw po prostu nie da się uwierzyć. „Ocean’s 8” jest godnym reprezentantem reebootowego nurtu. Przyjemnie ogląda się kobiece bohaterki, których przebiegłość jest po prostu zjawiskowa, a skok z feministycznym wydźwiękiem zapada w pamięć. Zapowiedziano, że „Ocean’s 8” ma być pierwszą z trzech zaplanowanych części – jeżeli reżyser wraz z kompanią wyciągną wnioski ze wszystkich niedociągnięć to możemy być świadkami udanej filmowej rewolucji.


OCENA
  • 50%
    Fabuła - 50%
  • 50%
    Gra aktorska - 50%
  • 50%
    Jakość scenariusza - 50%
  • 50%
    Przyjemność z oglądania - 50%
50%

Summary

Jest godnym reprezentantem reebootowego nurtu. Przyjemnie ogląda się kobiece bohaterki, których przebiegłość jest po prostu zjawiskowa, a skok z feministycznym wydźwiękiem zapada w pamięć.