Najnowsza serialowa produkcja NETFLIX’a to mariaż absurdalnej czarnej komedii i kina romantycznego. Takie połączenie daje twórcom ogromne pole do popisu, ale również podkłada wiele kłód pod nogi, bo jak pogodzić cięty humor z miłosnymi rozterkami nastolatków? Na szczęście dwójce reżyserów (Jonathan Entwistle i Lucy Tcherniak) udało się stworzyć coś wyjątkowego; produkcję, która sprawi że przykleicie się do ekranu, trzy godziny miną od tak a po wszystkim od telewizora odejdziecie szczęśliwi. Taka stylistyka na wskroś przypomina konwencję, którą Wes Anderson obiera w swoich filmach – dziwność jest największym atutem każdego bohatera a w połączeniu z jego charakterem tworzy wielowymiarową postać, którą po prostu lubimy i chcemy poznać.

„THE END OF THE F**ING WORLD” opowiada historię pary siedemnastoletnich uczniów Jamesa (Alex Lawther) i Alyssy (Jessica Barden). Ta dwójka to same przeciwieństwa: On uważa się za psychopatę i snuje się ze spuszczoną głową po szkolnych korytarzach, Ona ciągle jest w centrum uwagi ponieważ słynie ze swojego prześmiewczego języka i braku zahamowań. Oboje mają dość swojej obecnej sytuacji – postanawiają więc rzucić wszystko i wyruszyć w podróż pełną przygód. Nie musimy jednak długo czekać aż kochankowie sprowadzą na siebie kolejne kłopoty.
Głównych bohaterów bardzo dokładnie poznajemy w pierwszych minutach odcinka pilotażowego – każde z nich przedstawia swoją postać w dosadny sposób co później obrazowane jest przez migające na ekranie urywki wspomnień lub wyobrażeń przyszłości. James i Alyssa idealnie wpisują się w wyobrażenie o zbuntowanych nastolatkach, którzy mają problemy ze znalezieniem przyjaciół wśród swoich rówieśników. Nieobliczalność Alyssy perfekcyjnie gryzie się ze stonowanym i zamkniętym w sobie image’u psychopaty Jamesa – ich przeciwne charaktery pomimo, że reprezentują dwa zupełnie inne światy działają na siebie jak magnes. Dynamika ich relacji to w głównej mierze zasługa młodych aktorów – sprawili oni, że anormalne uczucie jest dla widza bardzo przyjemne w odbiorze.

Rozmowy o niczym i psychodeliczne retrospekcje uderzają nas swoją odmiennością. Najczęstszymi tematami, które przewijają się na ekranie są morderstwo i sex, lecz bezpośredniość wypowiedzi nie ułatwia komunikacji w związku. Zagubieni nastolatkowie nie są tylko głównymi postaciami, ale również narratorami całej opowieści dzięki czemu widz potrafi odnaleźć się w chaosie wypowiedzi. Pierwszy sezon serialu składa się z ośmiu odcinków, z których każdy trwa dwadzieścia minut – „THE END OF THE F***ING WORLD” przemija w zawrotnym tempie. Przez cały czas mamy wrażenie obcowania, z długim filmem z którego wycięto wszystkie nudne elementy a zostawiono to co najlepsze. Tempo i dynamikę poszczególnych scen nakreśla atrakcyjny montaż. W tle przez całą podróż przygrywa genialna ścieżka dźwiękowa – efekt jaki otrzymano nadaje wdzięku produkcji a w połączeniu ze świetnie nakręconymi kadrami sprawia, że audiowizualnie serial jest dziełem kompletnym.

Pierwszy sezon zakończył się otwartą furtką dla twórców, od których teraz zależy w którą stronę skieruje się nieobliczalna fabuła. Jeżeli nowe odcinki nie powstaną, koniec będzie elementem tajemnicy, lecz sam jestem ciekaw dalszych przygód Jamesa i Alyssy. Jeżeli macie wolny wieczór i chcecie obejrzeć coś odmiennego i przepełnionego czarnym humorem „THE END OF THE F***ING WORLD” jest pozycją obowiązkową.