Postać Jokera w świadomości odbiorców kultury na całym świecie wyryta jest bardzo głęboko. Można powiedzieć, że przez wiele lat książę zbrodni z Gotham stał się ikoną dobrego antagonisty w komiksowym uniwersum. Również w filmach odgrywany przez Jacka Nicholsona, Heatha Ledgera a nawet przez Jareda Leto był na tyle charakterystyczną postacią, że bardzo trudnym zadaniem wydawało się przedstawienie jego origin story w sposób, który mógłby zagrozić pozycji poprzedników. Za reżyserię i scenariusz najnowszego dzieła DC i Warner Bros. odpowiadał Todd Philips – twórca m.in. trylogii „Kac Vegas”, a do głównej roli powołano Joaquina Phoenixa, który swoim aktorskim dorobkiem zasługuje na miano prawdziwej legendy Hollywood. Połączenie tak różnych osobowości mogło zakończyć się ogromną klapą, lecz reżyser podołał zadaniu i stworzył prawdziwe arcydzieło kina komiksowego.
Fabułę filmu można streścić słowami: odmęty szaleństwa. Jest na wskroś prosta, lecz to nie ona jest tu najważniejsza. Prym na ekranie wiodą emocje i stała degradacja społeczna głównego bohatera. Niezrozumienie, odrzucenie i pogarda z jaką traktuje się Arthura Flecka (Jokera) sprawiają, że podczas oglądania produkcji odczuwamy ogromny dyskomfort, który sprawia, że chcemy opowiadaną historię poznać w jak najdrobniejszych szczegółach. Gdy wybrzmiewa jej moment kulminacyjny zdajemy sobie sprawę, że reżyser rozłożył przed nami umysł Jokera na czynniki pierwsze i tylko od nas zależy interpretacja jego dalszych poczynań. Oczywiście nie jest to osobowość, którą da się postawić w pozytywnym świetle. Arthur doznał w swoim życiu wielu krzywd i jego chęć do doznania ulgi przyćmiła zdroworozsądkowe myślenie, przez co jego charakter stał się bardzo skomplikowany.
Oczywiście taki odbiór postaci Jokera jest możliwy tylko i wyłącznie dzięki świetnej roli Joaquina Phoenixa. Stałe podtrzymywanie widza w niepewności i perfekcyjne odegranie każdej sceny na pewno dadzą o sobie znać podczas sezonu nagród. Po prostu nie wyobrażam sobie, że Joaquin Phoenix nie dostanie za nią Oscara. Kolejnym weteranem w obsadzie jest Robert De Niro, który udowadnia, że nadal potrafi grać. Gdy widziałem jak w ostatnich latach upadla się w śmieciowych produkcjach łezka kręciła mi się w oku, a tu proszę jakie zaskoczenie. Największe gratulacje należą się reżyserowi i scenarzyście dzieła. To właśnie on poprowadził aktorów na planie i w pełni odpowiada za kształt projektu. Todd Phillips udowadnia, że nie można nikogo szufladkować i odrzucać, ślepo patrząc na poprzednie dokonania, bo jak widać nawet reżyser prostych komedii może upichcić prawdziwe dramatyczne dzieło sztuki.
Film pomimo niewielkiego budżetu prezentuje się zjawiskowo. Charakteryzacje, scenografia i zdjęcia to istny majstersztyk, a dopełnieniem całości jest muzyka perfekcyjnie oddająca klimat oglądanych wydarzeń. W ostatnich latach żaden film nie spolaryzował w takim stopniu opinii publicznej. Dla jednych jest gloryfikacją przemocy, dla innych prostym zapychaczem jednak dla mnie jest dziełem kompletnym, pozbawionym wad. Każda opinia jest subiektywna, lecz jeżeli szukacie emocjonalnej bomby, po której długo nie będziecie mogli się pozbierać, to zapewniam was, że seans Jokera wam to zapewni.
OCENA:
- Fabuła - 100%100%
- Gra aktorska - 100%100%
- Jakość scenariusza - 100%100%
- Przyjemność z oglądania - 100%100%
Podsumowanie:
W ostatnich latach żaden film nie spolaryzował w takim stopniu opinii publicznej. Dla jednych jest gloryfikacją przemocy, dla innych prostym zapychaczem jednak dla mnie jest dziełem kompletnym, pozbawionym wad.
Comments