Jumanji było jednym z pierwszych filmów aktorskich jakie widziałem w moim dzieciństwie. Oryginał z Robinem Williamsem był dla mnie przez wiele lat synonimem młodzieżowego kina nowej przygody. Młody widz oglądając opowieść o grze planszowej, która potrafiła oddziaływać na realny świat naprawdę wciągał się w fabułę a okraszenie wszystkiego solidnymi efektami specjalnymi dodawało produkcji realizmu. Informację o powstaniu sequela przyjąłem na chłodno – z „Jumanji” mam bardzo wiele przyjemnych wspomnień i bałem się, że studio Sony Pictures, któremu w ostatnich latach nie wiedzie się zbyt dobrze srodze mnie rozczaruje. Poza tym w 2017 roku pojawił się już kinowy „powrót po latach” z Dwaynem Johnsonem w roli głównej, który wykładał się na każdym kroku. Była we mnie jednak iskierka nadziei, która podczas seansu „Jumanji: Przygoda w dżungli” zamieniła się w zew przygody, którą wprost uwielbiam.

W 1996 roku znika młody chłopak, krótko po tym jak jego ojciec znajduje na plaży tajemniczą grę planszową. Dwie dekady później o zaginionym Alexie (Nick Jonas) w miasteczku, krążą legendy a ojciec chłopca stał się miejscowym dziwakiem. Grupka unikających się na co dzień uczniów: nerd Spencer (Alex Wolff), zakompleksiona i nieśmiała Martha (Morgan Turner), narcystyczna Bethany (Madison Iseman) i futbolista Fridge (Ser’Darius Blain) – trafiają do szkolnej kozy. Ich karą jest wysprzątanie szkolnego składzika, w którym powstać ma nowa sala informatyczna – podczas przeglądania szkolnych rupieci znajdują grę telewizyjną o tytule „Jumanji”. Ponieważ nigdy nie spotkali się z takim typem konsoli postanawiają zrobić krótką przerwę od wykonywanych obowiązków i choć przez chwilę zagrać w tajemniczy tytuł. Niestety ta decyzja była największym błędem, jaki popełnili – uczniowie zostają wciągnięci do wnętrza gry i stają się wcześniej wybranymi postaciami: Spencer odważnym i bardzo silnym doktorem Smolder’em Braveston’em (Dwayne Johnson), Fridge jego niskim i słabym asystentem Moos’em Finbar’em (Kevin Hart), Martha zaznajomioną ze sztukami walki Ruby Roundhouse (Karen Gillan) a Bethany podstarzałym i puszystym profesorem Shelly Oberon’em (Jack Black). Czwórka nastolatków będzie musiała zacząć współpracować oraz wykorzystywać swoje mocne strony aby ukończyć grę i pokonać głównego przeciwnika Van Pelta (Bobby Cannavale).

„Jumanji: Przygoda w dżungli” znajduje się w czołówce tegorocznych filmów przygodowych. Strukturą dzieło przypomina „Power Rangers”; tu też na początku poznajemy charaktery bohaterów, którzy są przerysowani do bólu. Nerd Spencer radzi sobie dobrze w szkole, więc jest wykorzystywany przez futbolistę Fridge’a, pusta i wyidealizowana Bethany kreuje się na gwiazdę Instagrama, o trzymającej się na uboczu Marthcie nie wiemy zupełnie nic. Gdy trafiają do gry stają się postaciami będącymi ich kompletnym przeciwieństwem – motyw akceptacji samego siebie mocno wybrzmiewa z produkcji Jake’a Kasdan’a a udział w grze ma pomóc bohaterom przejść przez swoisty okres dojrzewania i pokonać własne lęki. Oczywiście efekt byłby nie do osiągnięcia bez świetnych aktorów, którzy dali popis na planie.

Dwayne Johnson nie został wykorzystany tylko jako mięśniak – zagrał strachliwego nastolatka, który jest nieświadomy swojej tężyzny fizycznej. Gdy na ekranie The Rock ukazuje przwdziwy strach przed małą wiewiórką reakcja widza może być tylko jedna – zakłopotanie. Kevin Hart w perfekcyjny sposób odnalazł się w roli niskiego pomagiera o ogromnym sercu, który przez moment może poczuć się panem otaczającego go świata. Dobrą robotę wykonała również Karen Gillan, która paraduje po dżungli skąpo ubrana i w trakcie fabuły uczy się wykorzystywać swoje wdzięki aby uwodzić mężczyzn – przemiana w bohaterkę pełną seksapilu zmieniło jej psychikę z osoby introwertycznej w odważną i nie znającą strachu kobietę. W obsadzie znalazł się również Jack Black, który gdy pojawia się na ekranie kradnie dla siebie każdą komediową scenę. Kontrast, który powstał pomiędzy jego aparycją, a wyglądem pięknej blondynki Bethany jest wprost zjawiskowy. Aktor sprawdza się w tej roli znakomicie i cały czas widzimy, że sprawia mu wiele radości na planie.

Największym plusem nowego „Jumanji” jest cała masa doskonałych żartów, które sprawnie wprowadzają rozluźnienie i maskują prosty scenariusz. Nie zabrakło również pikantniejszych gagów skierowanych wprost do dorosłego widza, które są serwowane z ogromną lekkością tak, że ani razu nie czujemy dłużyzn i zażenowania. Kolejnym atutem są świetnie wykorzystane realia gry komputerowej – każdy bohater ma atuty, kierowane przez komputer postacie przeprowadzają ich przez cyfrowy świat; w filmie pojawiają cię nawet cut scenki aby jak najmocniej oddać widzowi klimat gry. Jeżeli film ma tyle zalet to co jest jego największą wadą? Główny antagonista! Nie dowiadujemy się o nim nic, oprócz tego, że pochłonęła go żądza chciwości. Poza tym jego motywacja to niczym nie podbudowane kuriozum, które znacznie odbiera przyjemność z oglądania produkcji. Efekty specjalne również nie stoją w czołówce tworzonego w dzisiejszych czasach kina, ale też nie rażą marnością animacji – ot są przyjemne dla oka.

W tym momencie chciałbym wyrazić swoje niezadowolenie z decyzji polskiego dystrybutora, który wprowadził omawiany tytuł do kin wyłącznie z dubbingiem! Taka decyzja jest dla mnie nieporozumieniem. Oczywiście wersja z podkładanymi głosami jest ważna, lecz nie można pozbawiać ludzi możliwości wyboru i z góry decydować co będzie dla nich lepsze. Jak to w kinie aktorskim bywa, dubbing nie jest dobrze dobrany i to właśnie on męczy widza przez cały czas. Gdyby była możliwość obejrzenia seansu z napisami to z chęcią bym to zrobił – charyzma zebranych aktorów aż prosi się o wysłuchanie ich głosów w oryginale a nie zastępowanie tychże substytutem. „Jumanji: Przygoda w dżungli” to jedno z pozytywnych filmowych zaskoczeń w ostatnim czasie. To samoświadoma produkcja, która składa ogromny hołd pierwowzorowi i nie próbuje go kopiować na każdym kroku. Sposób w jaki wykorzystano temat wirtualnej rozrywki i zatopiono go w pełnej humoru przygodzie zasługuje na poczesne miejsce na podium adaptacji gier. Wchodząc na salę kinową miałem wiele obaw, które z biegiem czasu zmieniły się w świetną zabawę.