Gdy w 2017 roku na Netflix pojawił się serial „Trzynaście powodów” wywołał nie małe kontrowersję. Poruszone przez niego tematy i naturalistycznie ukazane sceny samobójstwa będącego następstwem gwałtu sprawiły, że część widzów nie kryła swojego oburzenia nazywając „13 reasons why” serialem zachęcającym do odebrania sobie życia (przykład: artykuł NOIZZ). Fala, która przetoczyła się przez portale społecznościowe skutkowała usunięciem feralnej sceny z pierwszego sezonu. Oczywiście jak to bywa w tego typu sytuacjach za owianym złą sławą serialem poszli widzowie którzy sprawili, że Netflix nie mógł narzekać na komercyjny sukces jaki odniosło „Trzynaście Powodów”.

Ukazanie problemów nastolatków, takimi jakie są naprawdę było potrzebne w świecie teen dramy. Mądre podejście i odpowiednio wyważone sceny przyczyniły się do sukcesu pierwszego sezonu, który był adaptacją bestselerowej powieści autorstwa Jay Asher. Gdy wszyscy myśleli, że będzie to zamknięta całość, Netflix ogłosił plany nakręcenia drugiego sezonu bazującego na scenariuszu oryginalnym. Od samego początku obawiałem się tego powrotu. Tym bardziej, że finał odpowiednio wybrzmiał i nie widziałem potrzeby kręcenia kontynuacji. Na szczęście drugi sezon wypalił i sprawnie pozamykał otwarte wątki.

Trzynaście powodów. Cyrk rozpoczął się w sezonie trzecim

W 2019 roku scenarzyści Trzynastu Powodów wpadli na jakże genialny pomysł: wybielmy postać gwałciciela w oczach widzów. Genialne prawda. No to pomyślcie że zrobili to z subtelnością godną cepa, przez cały sezon nieudolnie usprawiedliwiając czyny Bryce’a Walkera. Po inteligentnym ukazywaniu problemów nastolatków nie zostało już nic – całość zaczęła przypominać marnej klasy brazylijskie telenowele. Ostatecznie kondycja serialu, który zaczynał w chwale zaczęła podupadać. Ratunkiem mógł okazać się sezon czwarty, ale niestety w moich oczach sprowadził „Trzynaście powodów” na dno.

Serial w ciągu ostatnich dwóch sezonów z inteligentnego stał się pustym produktem z fabułą na poziomie „Mody na sukces”. Puste dialogi, kretyńskie pomysły i młodzi aktorzy zagubieni na planie do tego stopnia, że samą mimiką potrafią doprowadzić widza do śmiechu. Wydmuszka; produkt serialopodobny – te słowa najlepiej rezonują z moimi odczuciami z oglądania ostatnich dziesięciu odcinków.

Fot. materiały prasowe

Niestety „Trzynaście powodów” nie odchodzi w blasku i chwale, jednocześnie stając się żywym przykładem na to, że niektórych historii nie warto kontynuować. Jeżeli lubicie pierwsze dwa sezony to nie traćcie czasu na oglądanie takiego bełtu. Na prawdę nie warto.

OCENA:
  • 1/10
    Fabuła - 1/10
  • 0.5/10
    Gra aktorska - 0.5/10
  • 1.5/10
    Jakość scenariusza - 1.5/10
  • 1/10
    Przyjemność z oglądania - 1/10
1/10

Podsumowanie:

Niestety „Trzynaście powodów” nie odchodzi w blasku i chwale, jednocześnie stając się żywym przykładem na to, że niektórych historii nie warto kontynuować.

Logo Netflix

Cieszymy się, że wpadłeś do nas poczytać o filmach/serialach. Więcej naszych tekstów o elementach kultury audiowizualnej znajdziesz wpisując w przeglądarkę filmowicz.pl