Dziesięć lat minęło jak jeden dzień – Marvel Cinematic Universe jest z nami już dekadę i wciąż zaskakuje. Osiemnaście filmów tworzących jedno spójne uniwersum przyniosło studiu miliardy dolarów przychodu i odniosło niepodważalny sukces zapisując się na kartach kinowej historii. Tworząc tak wielki popkulturowy fenomen Marvel był świadomy, że wielu będzie próbowało pójść w ich ślady. Żadna wytwórnia nie miała jednak na tyle ambicji i dyscypliny aby stworzyć własne uniwersum, a nie giganta na glinianych nogach. Marvel Studios zaplanowało swój rozwój z niebywałą precyzją i choć na przestrzeni lat dokonywano w nim niewielkich zmian, to Kevin Feige i spółka bardzo precyzyjnie dokładają kolejne cegiełki budujące superbohaterski świat. Nie ma tu miejsca na przypadek – Marvel to w chwili obecnej najbardziej dochodowe studio filmowe na świecie i pomimo, że do kin wkracza właśnie dziewiętnasta produkcja będąca pierwszą częścią podsumowania dziesięcioletniego dorobku, to widzowie na całym świecie nie znudzili się produkcjami superbohaterskimi. Jeżeli Marvel planuje kolejne produkcje takie jak „Avengers: Wojna bez granic”, to jestem z nimi kolejną dekadę.

kadr z filmu Avengers: Wojna bez granic

Potężny Thanos szuka rozsianych po całym wszechświecie kamieni nieskończoności, które pozwolą mu unicestwić połowę populacji każdej z planet, aby już nikt nie zaznał głodu, smutku czy nieszczęścia. Jego plan próbują pokrzyżować Avengers wspierani przez Doctora Strange’a, Czarną Panterę i Strażników Galaktyki. Thanos wraz ze swoją armią przybywa na Ziemię aby zebrać wszystkie kamienie – wkrótce rozpoczyna się walka nie tylko o przyszłość ludzkości a o życie we wszechświecie.

Już od pierwszych minut bracia Russo udowadniają, że są w stanie podjąć kroki mające na celu kompletne wywrócenie uniwersum. Z każdą kolejną sceną na ekranie dzieje się coraz więcej, aż do wielkiego finału po którym widzowi opada szczęka. Cały film usiany jest większymi i mniejszymi zaskoczeniami – sprawni widzowie przewidzą niektóre wydarzenia, lecz nie odbiera im to odpowiedniego efektu emocjonalnego. Największą siłą „Avengers: Wojna bez granic” jest stopniowanie wydarzeń i umiejętne granie na emocjach widza, które bracia Russo odpowiednio dawkują aby należycie wybrzmiały i spotęgowały nasze odczucia na sali kinowej.


kadr z filmu Avengers: Wojna bez granic

Fani do premiery „Avengers 4” będą dyskutować o wydarzeniach z omawianego filmu – coś takiego wymaga naprawdę ogromnego wysiłku i świetnej historii w kontynuacji, ale jestem spokojny, że Christopher Markus i Stephen McFeely  poradzą sobie ponieważ ich scenariusz w „Avengers: Wojna bez granic” jest praktycznie perfekcyjny. Pomija zbędne punkty z filmowego unwersum wrzucając nas w sam środek wydarzeń; twórcy w minimalnym stopniu eksponują elementy z poprzednich filmów, więc jeżeli ich nie widzieliście, albo nie mieliście nigdy styczności produkcjami superbohaterskimi Marvela to koniecznie nadróbcie je przed seansem.
Pomimo zebrania w jednym filmie praktycznie wszystkich ikonicznych bohaterów z całego uniwersum bracia Russo znaleźli dla każdego z nich czas. Oglądając „Avengers: Wojna bez granic” nie mamy wrażenia, że jakaś postać jest tu tylko na doczepkę a wiemy, że może ona odegrać ważną rolę w ostatecznym finale. Reżyserzy na tyle zręcznie wymieniają bohaterów, że w żadnym momencie nie jest odczuwalny brak dynamiki w ich narracji, a unikalny charakter każdej postaci znany z jej solowych występów zostaje jeszcze mocniej podkreślony.


kadr z filmu Avengers: Wojna bez granic

Relacje między postaciami są ważnym elementem „Avengersów”. Wielu bohaterów zdążyło się już połączyć w zgranie grupy np. ekipa Kapitana Ameryki. Dochodzi jednak do nowych sojuszy w tym do zaskakującego połączenia sił Iron Mana i Doctora Strange’a i Star-Lorda z Thorem, które stanowią wprost wybuchową mieszankę. Jako, że wszystkie postacie występują na ekranie wspólnie twórcy postanowili podzielić ich na grupy i dać każdej z nich osobne wątki. Co dziwne pomimo iż niektóre z nich są bardziej spokojne od pozostałych tempo produkcji nie zwalnia, a wcześniej czy później każda choć najdrobniejsza wyprawa nabiera znaczenia, znajdując swój finał w zakończeniu.Wokół Thanosa obraca się cała fabuła. Jest on centralną postacią, która nie jest do końca zła albowiem swój plan polegający na unicestwieniu połowy życia we wszechświecie oparł na własnych przeżyciach. Można go więc zrozumieć, choć ciężko popierać jego metody działania, to przyświeca my jasny cel, do którego będzie dążył po trupach. Jest on bez wątpienia jednym z najtragiczniejszych i najlepszych złoczyńców w historii superbohaterskich produkcji.


kadr z filmu Avengers: Wojna bez granic

Pomimo patosu nie zapomniano o ikonicznym dla całego uniwersum humorze, który w perfekcyjny sposób rozluźnia atmosferę przytłaczającego smutku. Gagi sprawiają, że nie raz zaśmiejemy się do łez – w głównej mierze opierają się na utarczkach słownych, ironii i żartach sytuacyjnych . W pewnych momentach mogłoby ich nie być ponieważ wybijają widza z dramatycznych wydarzeń i rozpraszają jego uwagę, lecz jest to niewielki minus w morzu frajdy jaką zapewnia nam produkcja.
Ogromny budżet produkcji nie został rozdysponowany jedynie na wypłaty dla aktorów, a przede wszystkim na efekty specjalne. W poprzednich filmach Marvela było z nimi różnie – część wyglądała dobrze a część poniżej przeciętnej, lecz w tym przypadku wszystkie dopracowane są do perfekcji. „Avengers: Wojna bez granic” wzbudza ogrom emocji. W trakcie seansu sala wybucha śmiechem by po chwili cicho pochlipiwać przyjmując żałobę po swoim ulubionym bohaterze. Po takim rollercoasterze oczekiwania odnośnie kontynuacji są niewyobrażalne, a zaskoczenie nas przez twórców będzie niezrównanie trudne. Najważniejszym efektem dekady kina opartego na komiksach jest fakt, że żyjemy w najpiękniejszych czasach dla fanów efekciarskich blockbusterów i mam nadzieję, że ten okres będzie trwał jeszcze długo.


OCENA
  • 74%
    Fabuła - 74%
  • 79%
    Gra aktorska - 79%
  • 73%
    Jakość scenariusza - 73%
  • 94%
    Przyjemność z oglądania - 94%
80%

Podsumowanie:

Wzbudza ogrom emocji. W trakcie seansu sala wybucha śmiechem by po chwili cicho pochlipywać przyjmując żałobę po swoim ulubionym bohaterze.