Terry Gilliam przez 30 lat mierzył się ze stworzeniem magnum opus swojej filmowej kariery. Projekt scenariusza zmieniał właścicieli, plan zdjęciowy był kilkukrotnie zrywany oraz zmieniano ekipę filmową – wszystkie te wydarzenia pozwalały sądzić, że nad produkcją ciąży fatum. Jednak jeden z członków legendarnej grupy Monty Pythona nie poddał się i pomimo wielkiego ryzyka sfinalizował dzieło, które niestety po tylu latach pracy jest tylko namiastką dawnej świetności reżysera.

„Człowiek, który zabił Don Kichota” jest swoistą alegorią ułudy jaka prezentowana jest nam w filmowym świecie. Toby (Adam Driver) po stworzeniu swojej pierwszej, dyplomowej fabuły zostaje okrzyknięty geniuszem kina, lecz pomimo sukcesu postanawia oddać się kręceniu spotów reklamowych. Po dekadzie wzbogacania się, młody reżyser udaje się w okolice swojego pierwszego planu filmowego – w poszukiwaniu inspiracji wyjeżdża do małej wioski, gdzie na własne oczy zobaczy jakie szkody (w tym psychiczne) wywarła w mieszkańcach obietnica „wielkiej kariery”.

Nie da się ukryć, że „Człowiek, który zabił Don Kichota” nie spełnia wygórowanych oczekiwań widzów, którzy na film czekali tyle lat. Brakuje tu absurdalnego humoru rodem z Monty Phytona, a reżyseria sprawia wrażenie jakby była oparta tylko i wyłącznie na kompromisach tak aby naprędce sklecić zaniedbany scenariusz w jedną całość. Chaotyczny skrypt dopełniany jest przez brak jakiejkolwiek dynamiki akcji – tempo skacze jak szalone, a w trzecim akcie produkcji apogeum niedorzeczności dziejących się na ekranie sięga zenitu. Przez lata Gilliam próbował zdobyć finansowanie na widowiskowe efekty, jednak ostatecznie zebrana bardzo niska kwota z pewnością znacząco ograniczyła zapędy reżysera.

Tytuł jest pełen celnych aluzji dotyczących otaczającego nas świata. Wiele osób po seansie może uznać, że Terry Gilliam odniósł ogromną porażkę, lecz gdy popatrzymy na proces realizacji filmu trudno się dziwić – nigdy nie przypuszczałem, że postać Don Kichota będzie tak perfekcyjnie oddawała zderzenie artystycznej wizji z brutalną rzeczywistością.